-Jesteś ojcem Chloe?- spytałam.
-Tak, mam na
imię Derek.
Byli do
siebie tacy podobni. Te same błękitne oczy, ten sam mały nosek, włosy czarne
jak smoła.
-Czego ode
mnie chcesz?- spytałam.
-Podaj mi
swoją rękę- popatrzyłam na niego nieufnie- Zaufaj mi- nieśmiało wyciągnęłam
dłoń w stronę ducha.
Wtedy stało
się coś dziwnego. Zakręciło mi się przed oczami. Straciłam grunt pod nogami i
spadałam. Na chwilę straciłam przytomność, gdy się ocknęłam, znajdowałam się w
innym miejscu. Stałam sama na opuszczonej ulicy. Było ciemno. Księżyc znajdował
się wysoko na niebie. W powietrzu unosił się odór spalin. Wtedy usłyszałam
głosy. Pobiegłam w tamtym kierunku.
-Pomocy-
głos był coraz wyraźniejszy. Zauważyłam przestraszoną kobietę. Stał nad nią
zakapturzony chłopak, z pistoletem skierowanym prosto w jej głowę.
-Zostaw ją-
krzyknęłam, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zupełnie jakby mnie tam nie
było.
-Oddawaj
kasę, to nie zrobię Ci krzywdy- zawołał chłopak. Słyszałam w jego głosie
strach.
-Kiedy, ja
nic nie mam- zapłakała kobieta.
-Przestań-
odwróciłam się i zobaczyłam tatę Chloe, Derek’a- Nic ci nie zrobię. Jestem z
policji. Odłóż broń i odejdź od tej kobiety.
Przestraszony
chłopak, odwrócił się, odłożył broń i uciekł. Nie widziałam jego twarzy, ale
nie mógł mieć więcej niż 17 lat. Ojciec Chloe podszedł do kobiety i pomógł mi
wstać. Coś mi jednak mówiło, że to nie koniec kłopotów.
Wtedy zza
rogu wyłonił się drugi mężczyzna. Z jego oczów kipiała złość. Nie wyglądał na
miłego faceta. Na jego ręku zauważyłam tatuaż. Przedstawiał czarnego smoka
ziejącego ogniem. Impulsywnie zrobiłam krok do tyłu. Bałam się tego mężczyzny.
-W tym
mieście nie ma miejsca dla bohaterów- powiedział i strzelił Derek’owi prosto w
serce.
To stało się
tak szybko. Nie mogłam nic zrobić. Stałam w miejscu i patrzyłam jak tata Chloe
upada na jedno kolano. Ostatkiem sił wypowiada jedno bezgłośne słowo-
przepraszam. W jego oku dostrzegłam samotną łzę. Z jego twarzy powoli znikało
życie. W oddali usłyszałam wycie karetki. Było już za późno. Ojciec Chloe nie
żył. Zaczęłam krzyczeć i znów znalazłam się w swoim pokoju.
-Dlaczego on
cię zabił?- spytałam. Nic więcej nie przychodziło mi do głowy.
- Jak
słyszałaś byłem policjantem. Mężczyzna, który mnie postrzelił był złym
człowiekiem. Wsadziłem go za klatki już dawno temu, ale wyszedł z więzienia
miesiąc przed moją śmiercią. Chciał zemsty. Wiedział, że będę tamtędy wracał do
domu i na pewno pomogą komuś w opałach. Wysłał tego biednego chłopaka i kazał
mu zaatakować kobietę. Dalszą część historii już znasz.
-Dlaczego mi
to pokazałeś? Dlaczego pokazałeś mi własną śmierć?
-Wraz z moją
śmiercią Chloe została sierotą. Jej matka zmarła, kilka dni po porodzie, była
chora. Sam wychowywałam córkę. Mogłem się nią nacieszyć tylko sześć miesięcy.
To były najlepsze chwile w moim życiu. Chloe była za mała by zrozumieć jak
bardzo ją kochałem i nadal kocham. Jak bardzo jestem z niej dumny. Jak bardzo
żałuję, że nie mogę być tam z nią. Nie mogę się nią zająć. Nie mogę cieszyć się
z jej sukcesów i pocieszać po porażkach. Tak bardzo chciałbym uczyć ją jeździć
na rowerze, czytać jej bajki na dobranoc. Być jej tatą. Ona jest taka mała,
delikatna. Nie możesz pozwolić, żeby stała się jej krzywda. Proszę obiecaj mi,
że się nią zajmiesz.
-Dobrze,
obiecuję, ale dlaczego ja?- spytałam, lecz nie usłyszałam odpowiedzi. Ducha już
nie było.
***
Nie jestem
człowiekiem. Te trzy słowa rozbrzmiewały w mojej głowie. Niczym huragan
niszczyły mnie od środka. Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogłam. Cały czas
żyłam w kłamstwie, całe moje życie nim było. Jednym wielkim, okrutnym
kłamstwem. Czułam się okropnie. Byłam okłamywana przez najbliższych. Dlaczego rodzice
mi nie powiedzieli, że jestem inna? Czy Liam wiedział o swoich mocach? Dlaczego
to ja przeżyłam wypadek? W tym momencie chciałam umrzeć. Śmierć wydawała się
dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Zniknę ja, a wraz ze mną wszystkie problemy. Impulsywnie
zawołałam mojego brata. Robiłam tak zawsze, gdy miałam problemy. Przez jedną
krótką chwilę zapomniałam o tym, że nie żyje. Wierzyłam, że zaraz przyjdzie i
pomoże mi.
-Liam-
zapłakałam- braciszku, potrzebuję Cię- mój głos łamał się z każdym
wypowiedzianym słowem coraz bardziej.
-Tu jestem-
usłyszałam ciepły głos mojego brata.
Nie
wiedziałam czy to możliwe, ale rzuciłam się w jego ramiona. Nie czułam jego
dotyku, nie pachniał już kawą o poranku, ale czułam jego obecność. Przytulałam
się do jego rękawa i płakałam, pozwoliłam odpłynąć wszystkim moim smutkom, całe
zmartwienia dzisiejszego dnia odpłynęły. Znowu byłam tylko ja i mój brat
przeciw światu. Tak bardzo tęskniłam za jego figlarnym uśmiechem, jasnymi
włosami i zielonymi oczami. Z wyglądu przypominał naszego tatę. Ja byłam
podobna do mamy. Rude włosy, brązowe oczy, mały nos. Byliśmy tacy różni. On
otwarty na świat, zawsze otoczony grupką przyjaciół, pomocny i koleżeński, ufał
ludziom, patrzył na świat przez różowe okulary. Ja byłam samotniczką, lubiłam
swoje książki i one w zupełności mi wystarczały do szczęścia. Mimo naszych
kontrastów, bardzo się kochaliśmy.
-Proszę, nie
odchodź już więcej- załkałam- nie zostawiaj mnie. Sama sobie nie radzę.
-Zawsze będę
przy Tobie Lidio, obiecuję. Już nigdy więcej Cię nie zostawię- wierzyłam mu. To
był mój brat.
Wzruszające i ciekawe. Bardzo intrygujące wątki.
OdpowiedzUsuńTo był mój brat! :o Posikam się <3 a ogólnie to ok. :D
OdpowiedzUsuńDzięki! na ciebie zawsze można liczyć! :D
UsuńNo przecież wiem. ;o
UsuńDobra kolejny rozdział zaliczony , podążam do rozdziału 4 ;)
OdpowiedzUsuń