niedziela, 24 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 3

-Jesteś ojcem Chloe?- spytałam.
-Tak, mam na imię Derek.
Byli do siebie tacy podobni. Te same błękitne oczy, ten sam mały nosek, włosy czarne jak smoła.
-Czego ode mnie chcesz?- spytałam.
-Podaj mi swoją rękę- popatrzyłam na niego nieufnie- Zaufaj mi- nieśmiało wyciągnęłam dłoń w stronę ducha.
Wtedy stało się coś dziwnego. Zakręciło mi się przed oczami. Straciłam grunt pod nogami i spadałam. Na chwilę straciłam przytomność, gdy się ocknęłam, znajdowałam się w innym miejscu. Stałam sama na opuszczonej ulicy. Było ciemno. Księżyc znajdował się wysoko na niebie. W powietrzu unosił się odór spalin. Wtedy usłyszałam głosy. Pobiegłam w tamtym kierunku.
-Pomocy- głos był coraz wyraźniejszy. Zauważyłam przestraszoną kobietę. Stał nad nią zakapturzony chłopak, z pistoletem skierowanym prosto w jej głowę.
-Zostaw ją- krzyknęłam, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zupełnie jakby mnie tam nie było.
-Oddawaj kasę, to nie zrobię Ci krzywdy- zawołał chłopak. Słyszałam w jego głosie strach.
-Kiedy, ja nic nie mam- zapłakała kobieta.
-Przestań- odwróciłam się i zobaczyłam tatę Chloe, Derek’a- Nic ci nie zrobię. Jestem z policji. Odłóż broń i odejdź od tej kobiety.
Przestraszony chłopak, odwrócił się, odłożył broń i uciekł. Nie widziałam jego twarzy, ale nie mógł mieć więcej niż 17 lat. Ojciec Chloe podszedł do kobiety i pomógł mi wstać. Coś mi jednak mówiło, że to nie koniec kłopotów.
Wtedy zza rogu wyłonił się drugi mężczyzna. Z jego oczów kipiała złość. Nie wyglądał na miłego faceta. Na jego ręku zauważyłam tatuaż. Przedstawiał czarnego smoka ziejącego ogniem. Impulsywnie zrobiłam krok do tyłu. Bałam się tego mężczyzny.
-W tym mieście nie ma miejsca dla bohaterów- powiedział i strzelił Derek’owi prosto w serce.
To stało się tak szybko. Nie mogłam nic zrobić. Stałam w miejscu i patrzyłam jak tata Chloe upada na jedno kolano. Ostatkiem sił wypowiada jedno bezgłośne słowo- przepraszam. W jego oku dostrzegłam samotną łzę. Z jego twarzy powoli znikało życie. W oddali usłyszałam wycie karetki. Było już za późno. Ojciec Chloe nie żył. Zaczęłam krzyczeć i znów znalazłam się w swoim pokoju.
-Dlaczego on cię zabił?- spytałam. Nic więcej nie przychodziło mi do głowy.
- Jak słyszałaś byłem policjantem. Mężczyzna, który mnie postrzelił był złym człowiekiem. Wsadziłem go za klatki już dawno temu, ale wyszedł z więzienia miesiąc przed moją śmiercią. Chciał zemsty. Wiedział, że będę tamtędy wracał do domu i na pewno pomogą komuś w opałach. Wysłał tego biednego chłopaka i kazał mu zaatakować kobietę. Dalszą część historii już znasz.
-Dlaczego mi to pokazałeś? Dlaczego pokazałeś mi własną śmierć?
-Wraz z moją śmiercią Chloe została sierotą. Jej matka zmarła, kilka dni po porodzie, była chora. Sam wychowywałam córkę. Mogłem się nią nacieszyć tylko sześć miesięcy. To były najlepsze chwile w moim życiu. Chloe była za mała by zrozumieć jak bardzo ją kochałem i nadal kocham. Jak bardzo jestem z niej dumny. Jak bardzo żałuję, że nie mogę być tam z nią. Nie mogę się nią zająć. Nie mogę cieszyć się z jej sukcesów i pocieszać po porażkach. Tak bardzo chciałbym uczyć ją jeździć na rowerze, czytać jej bajki na dobranoc. Być jej tatą. Ona jest taka mała, delikatna. Nie możesz pozwolić, żeby stała się jej krzywda. Proszę obiecaj mi, że się nią zajmiesz.
-Dobrze, obiecuję, ale dlaczego ja?- spytałam, lecz nie usłyszałam odpowiedzi. Ducha już nie było.

***

Nie jestem człowiekiem. Te trzy słowa rozbrzmiewały w mojej głowie. Niczym huragan niszczyły mnie od środka. Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogłam. Cały czas żyłam w kłamstwie, całe moje życie nim było. Jednym wielkim, okrutnym kłamstwem. Czułam się okropnie. Byłam okłamywana przez najbliższych. Dlaczego rodzice mi nie powiedzieli, że jestem inna? Czy Liam wiedział o swoich mocach? Dlaczego to ja przeżyłam wypadek? W tym momencie chciałam umrzeć. Śmierć wydawała się dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Zniknę ja, a wraz ze mną wszystkie problemy. Impulsywnie zawołałam mojego brata. Robiłam tak zawsze, gdy miałam problemy. Przez jedną krótką chwilę zapomniałam o tym, że nie żyje. Wierzyłam, że zaraz przyjdzie i pomoże mi.
-Liam- zapłakałam- braciszku, potrzebuję Cię- mój głos łamał się z każdym wypowiedzianym słowem coraz bardziej.
-Tu jestem- usłyszałam ciepły głos mojego brata.
Nie wiedziałam czy to możliwe, ale rzuciłam się w jego ramiona. Nie czułam jego dotyku, nie pachniał już kawą o poranku, ale czułam jego obecność. Przytulałam się do jego rękawa i płakałam, pozwoliłam odpłynąć wszystkim moim smutkom, całe zmartwienia dzisiejszego dnia odpłynęły. Znowu byłam tylko ja i mój brat przeciw światu. Tak bardzo tęskniłam za jego figlarnym uśmiechem, jasnymi włosami i zielonymi oczami. Z wyglądu przypominał naszego tatę. Ja byłam podobna do mamy. Rude włosy, brązowe oczy, mały nos. Byliśmy tacy różni. On otwarty na świat, zawsze otoczony grupką przyjaciół, pomocny i koleżeński, ufał ludziom, patrzył na świat przez różowe okulary. Ja byłam samotniczką, lubiłam swoje książki i one w zupełności mi wystarczały do szczęścia. Mimo naszych kontrastów, bardzo się kochaliśmy.
-Proszę, nie odchodź już więcej- załkałam- nie zostawiaj mnie. Sama sobie nie radzę.
-Zawsze będę przy Tobie Lidio, obiecuję. Już nigdy więcej Cię nie zostawię- wierzyłam mu. To był mój brat.  


5 komentarzy:

  1. Wzruszające i ciekawe. Bardzo intrygujące wątki.

    OdpowiedzUsuń
  2. To był mój brat! :o Posikam się <3 a ogólnie to ok. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra kolejny rozdział zaliczony , podążam do rozdziału 4 ;)

    OdpowiedzUsuń