Właśnie
miałam wychodzić, kiedy usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi.
-Lidia,
pobawisz się ze mną?- spytała mnie malutka Chloe. Jest w sierocińcu dłużej ode
mnie, chociaż ma tylko pięć lat. Przez rok pobytu tutaj zdążyłam się z nią
zaprzyjaźnić. Jest uroczą dziewczynką z włosami czarnymi jak smoła, zawsze
zaplecionymi w dwa długie warkocze.
-Naprawdę
chciałabym, ale idę na imprezę z Suzanne, obiecuję, że jutro się pobawimy-
odparłam z wymuszonym uśmiechem na ustach. Właściwie, nie chciałam iść na tą
imprezę. Jednak byłam bardzo ciekawa, co takiego chce ode mnie Dylan.
-A możesz
mnie wziąć ze sobą?- spytała. Dostrzegłam nadzieję malującą się w jej oczach. W
jej dużych błękitnych oczach. Oczach mężczyzny z ulicy.
-Lidia,
musimy już iść- nagle do pokoju weszła Suzanne.
-A weźmiecie
mnie ze sobą?- byłam zbyt zdezorientowana, by odpowiedzieć.
-Nie,
maleńka, musisz zostać tutaj. Tam nie będzie zabawek, nudziłabyś się-
powiedziała Suzanne.
-Ok-
powiedziała i wyszła smutna ciągnąc za ucho swojego pluszowego przyjaciela.
-Lidia,
chodź, bo się spóźnimy- poganiała mnie przyjaciółka.
-Ok- nic
więcej, nie mogłam powiedzieć.
***
-Lidia,
postaraj się mnie nie zabić- powiedziała Suzanne.
-Dlaczego
miałabym Cię…- Wtedy otworzyły się drzwi. Wiedziałam już o co chodzi mojej
przyjaciółce.
-Hej
Suzanne, jak miło Cię widzieć. O Lidia, nie wydaje mi się, żebym Cię zapraszała-
otworzyła nam Lexi, moja nemezis.
Nigdy nie
wiedziałam, dlaczego mnie nie lubiła. Nie, ona mnie nienawidziła. Zaczęło się
już pierwszego dnia szkoły. Na początku tylko rozpuszczała plotki na mój temat.
Niestety, to jej nie wystarczyło. W lato zaczęłam chodzić na basen. W wodzie
mogłam zapomnieć o swoich problemach. Kiedy pływałam, ona ukradła moje ubranie.
Przez pół miasta musiałam iść w samym stroju kąpielowym. To była jedna z najbardziej
żenujących chwil w moim życiu. Gdy przyszłam do sierocińca musiałam się
tłumaczyć opiekunkom, dlaczego wróciłam prawie naga.
-Ona jest ze
mną- usłyszałam głos. Odwróciłam się i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To
był Dylan. Lexi prychnęła, odwróciła się na pięcie i weszła do swojego domu.
-To ja idę.
Luke czeka na mnie w środku. Widzimy się potem Lidia- powiedziała Suzanne i
znikła wśród gości.
-Chciałabyś
zatańczyć- spytał mnie Dylan. Jaki on jest przystojny!
-Jest jeden
mały problem. Nie umiem tańczyć- nieśmiało spuściłam oczy, nagle podeszwy moich
butów stały się bardzo interesujące.- nie chodzę na dyskoteki, tańczę tylko
przed swoim lustrem jak nikt nie patrzy- powiedziałam bez zastanowienia. Miałam
ochotę zapaść się pod ziemię. Co ze mną było nie tak. Robiłam z siebie totalną
idiotkę.
-Przy mnie
nie da się wypaść źle- powiedział Dylan i wyciągnął rękę w moim kierunku.
Dostrzegłam zawadiacki uśmiech na jego twarzy.
-No dobrze.
Tylko nie śmiej się ze mnie i jakby co…- i wtedy jak ostatnia ofiara potknęłam
się o swoje nogi. Na szczęście Dylan szybko mnie złapał. Dostrzegłam mięśnie
zarysowane pod jego granatową koszulką.
-To mnie
łap?- oboje się zaśmialiśmy.
Poszliśmy na
parkiet. Muzyka sączyła się z głośników. Inni nie zwracali na nas uwagi. Liczyłam
się tylko ja i on. To dziwne, ale przy Dylanie czułam się bezpiecznie. Wtedy
przypomniałam sobie o jednej ważnej rzeczy.
-Dylan, co
chciałeś mi powiedzieć, wtedy w szkole?
-Słuchaj,
jest wiele spraw, o których nie wiesz. Nie chcę Ci od razu mieszać, ale nie
jesteś zwyczajnym człowiekiem. Nigdy nie byłaś.
-Jeśli nie
człowiekiem, to kim?- spytałam.
-Widzącą-
odpowiedział- Zupełnie jak ja.
-O co Ci
chodzi? To niemożliwe!
-Tutaj nie
wszystko jest takie jak się wydaje. Nic nie dzieję się bez przyczyny. Nawet to,
że tu jesteś.
-Jestem
tutaj, ponieważ moi rodzice mieli wypadek. Zginęli. Zostałam sama. I proszę nie
mów mi, że to jakieś zrządzenie losu, że to wszystko zapisano w gwiazdach, bo
nie uwierzę w takie bajeczki- krzyknęłam i chciałam wyjść, lecz on chwycił mnie
za rękę.
-Słuchaj,
Twoi rodzice chronili Ciebie i Twojego brata. Nie bez powodu tak często się
przeprowadzali. Nie mogli pozwolić żeby łowcy odkryli, gdzie mieszkacie i kim
naprawdę jesteście.
-Łowcy, o
czym Ty mówisz- spytałam roztrzęsionym głosem.
-Daj mi
skończyć. W dniu waszego wypadku, znaleźli Was. Twój ojciec nie wiedział co
zrobić. Postanowił schronić Ciebie i Twojego brata u babci, lecz oni Was
wytropili. To nie pijany kierowca spowodował wypadek- nie chciałam tego
słuchać, nie mogłam- Jakimś cudem, przeżyłaś. Chcieliśmy powiedzieć Ci prawdę
na początku, ale musieliśmy dać Ci trochę czasu na oswojenie się z prawdą.
-My, jacy
my?- spytałam.
-To wszystko
jest większe niż ci się wydaje. Wszystko Ci powiem, ale nie tu, nie teraz.
Już miałam
mu powiedzieć, co myślę o tej jego organizacji, kiedy poczułam zimny strumień
wody na swoich plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam Lexi trzymającą w ręce
puste wiadro.
-Do
zobaczenia frajerko- powiedziała i pomachała mi. W przypływie złości wsadziłam
jej ten kubeł na głowę.
Na sali
nastała głucha cisza. Wszyscy się na mnie patrzyli. Miałam w głowie tylko jedną
myśl- biegnij, więc pobiegłam z dala od tego wszystkiego. Byłam cała mokra. Łzy
spływały mi z policzków. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Tak bardzo
chciałam znaleźć się teraz w ramionach mojej mamy. Potrzebowałam usłyszeć głos
ojca, śmiech mojego brata. Szybko znalazłam się w sierocińcu i pobiegłam do
swojego pokoju. Jednak wiedziałam, że nie jestem tam sama. Przede mną stał
mężczyzna o błękitnych oczach, mężczyzna z ulicy.
-Jesteś
ojcem Chloe?- spytałam.
To ja jestem Twoim Ojcem. :D
OdpowiedzUsuń~Lord Vader.
Cudne. Wartka, trzymająca w napięciu akcja. No i rzeczywiści trochę mało opisów:( One bardzo rozbudzają wyobraźnie czytelnika:)
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
UsuńPodoba mi się.
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
Usuń